środa, 6 października 2010

Gość w dom...

Jednym z bardziej pozytywnych odkryć posiadania własnego mieszkania jest przywilej comiesięcznego płacenia czynszu ... żartowałem ... jest możliwość tego, by gościć w nim ludzi. W przypadku naszego mieszkania jest to nawet trochę paradoksalne, bo goście zaliczyli u nas na Wiktorskiej więcej "osobonocy" niż my sami, przynajmniej jak do tej pory. Jak wskazuje moje pobieżne obliczenie w ciągu ostatnich dwóch lat gościliśmy (na przynajmniej jeden nocleg, czasem na dużo dłużej) pod swoim dachem przynajmniej 50 osób. Równocześnie, miałem okazję gościć w przynajmniej 33 innych domach.
I jak było?
Jest to zawsze coś fascynującego. Goszcząc u siebie lub u kogoś dzielisz się czymś ważnym. Z żadnym z gości nie miałem negatywnych doświadczeń. Nikt mnie nie zabił, nie okradł ani nie skrzywdził. Wielu z gości było u nas dlatego, że wcześniej już byliśmy przyjaciółmi lub znajomymi. Niektórzy - i tu wielki aspekt pozytywny - stali się przyjaciółmi dzięki temu, że byli gośćmi. Za każdym razem była to okazja do rozmowy, zabawy, wspólnego poznawania. Niektórzy goście tak dobrze się u nas zadomowili, ze naprawdę można im powiedzieć "czuj sie jak u siebie w domu" i chyba tak się czują...

Wśród moich gości byli studenci i wykładowcy, bezrobotni i bogaci, włóczęga i ksiądz, przyjaciele z innej dzielnicy i podróżnicy w drodze rowerami z Oslo do Pekinu...


Trochę jest z tym jak z autostopem (któremu pewnie poświęcę jakąś notkę, bo to też bardzo pozytywne zjawisko). Niektórzy "nigdy - przenigdy" nie wpuszczą "obcego" do swojego samochodu, mieszkania - a może także do swoich myśli czy uwagi. A dla mnie to świetna okazja, aby z kimś się spotkać i dowiedzieć troszeczkę o jego życiu. Troszeczkę też odsłaniając własne - własny dom, własne zwyczaje, własną nieogoloną mordę z rana... Ale chyba mam do ludzi na tyle zaufania, aby się na to zdecydować.
A warto też usłyszeć takie słowa: Gościnności nie zapominajcie; przez nią bowiem niektórzy, nie wiedząc o tym, aniołów gościli (Hebr. 13, 2).

Zainteresowanych zorganizowaną formą goszczenia (u kogoś i u siebie) zachęcam do założenia sobie profilu w serwisie CouchSurfing.

1 komentarz:

  1. Dla zainteresowanych dodam, że Marcin gościnę potrafi zamienić w prawdziwy rytuał: wybierając się do Maroka zabiera ze sobą polski budyń, by pod niejedną marokańską strzechą (a jakże, strzechą nawet z bocianem) przyrządzić i z fasonem zaserwować ten poczciwy deser.

    OdpowiedzUsuń