wtorek, 3 maja 2016

Dwaj mali podróżnicy z nami w Grecji

Ale dawno nic nie publikowałem - prawie rok od ostatniego wpisu, podsumowującego naszą udaną wyprawę w trójkę. A teraz za nami udana wycieczka do Grecji w czwórkę: pierwsza daleka wyprawa Tomka. Wszystko udało się świetnie i zapraszamy do oglądania zdjęć:
Lecimy ukraińskimi liniami przez Kijów - bardzo ekonomiczna cena, a przy okazji możliwość wytchnienia i zabawy dla dzieci przez dwie godziny na lotnisku w Kijowie.

Ten samolot powiezie nas już do cieplejszych krajów...

Tu już widać, że cieplej - na ateńskim lotnisku.

Różne mogą być atrakcje, ale huśtawka jest uniwersalna!

... skoro rodzice chcą tam wchodzić, na tą górę, to ja tam wepchnę Tomka ...

Dzieciaki - 25 wieków na was patrzy!

 Ateny po horyzont. Kto by pomyślał, że dwieście lat temu w tym mieście mieszkało kilka tysięcy osób - duża wieś...
 Młody Bóg!
Nieco starsze posągi ;-)


 Kontemplacja antyku z bliska...
... i z daleka...

Skrzydlaci mieszkańcy Aten

Uroczy kościółek w samym centrum

Metro dojeżdża do samych starożytności - tu np. na starożytną Agorę.

 Starożytne budynki wcale nie były w kolorze naturalnego kamienia...
 A ich rozmiary bywały większe, niż oczekiwalibyśmy...
 Bardzo miłe miejsce.
Maciek spotkał żółwia.

Kerameikos - ciekawe miejsce ciut na uboczu. Tomek przespał.
Wycieczka metrem do Pireusu - najbardziej interesującą budowlą jest tam chyba dworzec metra.
 Ale port też ma swój urok.
 Na ulicach znane z Polski autobusy.
A to znów w Atenach - trzeba przyznać, że rozmach tego starożytnego stadionu jest!
 Maciek uważa, że wygrał ;-)
Tomek przy świątyni Zeusa - w obłędnie pachnącej łące w samym centrum Aten.

I już opuszczamy Ateny - tu nad Zatoką Sarońską, w towarzystwie malowniczego wraku.
 Kanał koryncki robi wrażenie!
 A wieczorem wygląda szczególnie malowniczo...
Na obu jego końcach są mosty... zatapiane. Opuszcza się je pod wodę gdy ma płynąć statek.
Wschód słońca (podobny do zachodu, co?) nieopodal Koryntu.
 Teatr prawdziwie wielki (Epidauros)
Mały człowiek zwraca uwagę na małe, acz piękne rzeczy.

I ma rację - w Grecji w kwietniu jest wiele prześlicznych kwiatów i warto na nie spojrzeć!

"Come to Greece - see our ruins" - come again, we have some new ones ;-)
Rekonstrukcja starożytności pełną parą. Ażurowa kolumna wygląda prawie jak prawdziwa, a do tego jest tańsza i praktyczniejsza.
 A kto się śmieje, ten się śmieje ;-)
Większym spośród mniejszych potrzeba niezrujnowanych placów zabaw.
 Albo opuszczonych wagonów - opuszczonych jak znaczna część sieci kolei wąskotorowych na Peloponezie.
Plaża kamienista, ale to daje szansę próbowania twardości kamieni na pierwszym ząbku! ;-)
Pod względem temperatur kwiecień w Grecji to jak Bałtyk latem.
Łączność też jest niezła ;-)

Starożytny Korynt.
- Maćku, co to znaczy "zabytkowy"?
- "zabytkowy" to znaczy "zburzony"!
Kolejny argument za tym, że starożytność nie była w kolorach kamienia...

Tzw. Bema - miejsce związane ze Św. Pawłem w Koryncie.
Tutaj Św. Paweł zapewne również bywał.
Obok ruin starożytnego Koryntu (wstęp płatny) są zapomniane ruiny amfiteatru...
Nareszcie trochę radości! ;-)

Po dość długiej drodze trafiamy do Monemwazji - to miejsce, z którego pochodzi Małmazja, zupełnie niesamowity "Grecki Gibraltar". Na widocznej skale jest jedno, małe miasteczko, do którego nie ma możliwości by wjechać samochodem. Ma przez to nie powtarzalny urok.
 Kolory wybrzeża...
 Zaułek Monemwazji
 W miasteczku
 Kaplica na rozmiar Maćka
 W drodze na górę
 Miasteczko Monemwazja z góry (wyżej nie da się wejść)
Mama dzielnie z Tomkiem, parasolem i w klapkach!
Mury Monemwazji
 Stylowy kościółek
 Rumianek płaski.
 Przed sezonem
 Latarni morskiej nie mogło zabraknąć
 Troszkę bugenwilii
Ośmiorniczki. Nie zdecydowaliśmy się.
 Wieczorna zabawa na plaży
 Kto powiedział, że nie umiem czytać? Ja po swojemu czytam!
Mały kwiatek ;-)
Całkiem zgrabny wrak koło Gytheio
 A przy nim - my!
Maciek nawet po raz pierwszy korzystał z morskiej kąpieli
 Komplet ;-)
Maciek z Gregoriosem znaleźli wspólny język - Lego
 Bracia!
 Plaża w Mani
 Kręte drogi półwyspu Mani przemierza kurowóz - otwarta ciężarówka wioząca kury (część luzem), zajeżdżająca do każdej wsi i oferująca kury na sprzedaż...
 Manijskie domy wieżowe
 Południowy koniec świata Greków - dawna świątynia
Beskid Manijski, czyli graniowa trasa do latarni morskiej na najdalej na południe wysuniętym punkcie Bałkanów - przylądku Tainaron

Na samym przylądku stoi latarnia, obsługiwana jak za zamierzchłych czasów przez latarnika. Udało nam się latarnika spotkać i wejść na samą górę - Maciuś był przeszczęśliwy. Widoczność nie była jednak wspaniała - tylko w tym miejscu.

 Mimo trudnego wejścia Maciek włazi na latarnię
 Tomek nie właził, ale też się cieszył!
W chmurze był tylko przylądek - gdy wracaliśmy powróciły greckie kolory i pogoda.

Jeden z domów wieżowych niczym zamek z gotyckiej powieści.
 Vathia - najsłynniejsza chyba wieś z domami wieżowymi.
A tu nasz pojazd na tym południu Peloponezu - do VW Polo jakoś się zmieściliśmy, choć za każdym razem było to ciężkie zadanie. Najtrudniejszy do pakowania był wózek Tomka. A pakowaliśmy się 9 razy...

Z Mani jedziemy na północ - nad Lakonią górują ośnieżone szczyty, a niżej - upał, pomarańcze i oliwki!
Koło Sparty jest stara, bizantyjska twierdza Mystras.
 Widok na Spartę i Lakonię.
 Ania z Maćkiem podziwiają widok z ruin zamku. Ruiny jak ruiny - gdyby nie grecki dzień muzeów czy coś takiego, dzięki czemu wstęp był bezpłatny (normalnie 12 EUR), z pewnością tego miejsca byśmy nie odwiedzali. A jeśli zapłacilibyśmy 12 EUR, to zdecydowanie nie byłyby to najlepiej wydane pieniądze. Ruiny zamku (do wysokości 2 m) i kilka cerkwi oraz tradycyjne greckie kamulce.
 Cerkiew w Mystras - jedna z kilku.
 Malowidła na sklepieniu.
 Zabytki niby bezcenne, ale kwiatki na nich rosną co jest bardzo malownicze, ale chyba nieco przyczynia się do niszczenia.
BI-zantyjskie
BI-forium
Widoczek z Mystras.

 Maciuś zafascynowany królikiem w hotelu w Elliniko.
 Bardzo malownicza wioska o zupełnie beskidzkiej nazwie Stemnica.
 Cerkiew w Stemnicy
Przełom rzeki Lousios koło Stemnicy - tu podobno nimfy kąpały dzieciątko Zeus ;-)
Koło malowniczej rzeki - całkiem ciekawe pozostałości starożytnego miasta Gortys - świątynia Asklepiosa.
Kawałek dalej Lousios tworzy niesamowicie głęboką dolinę. Na ścianach doliny zawieszone są klasztory - byliśmy jednak zbyt pod czasem, aby je odwiedzać (kilkugodzinna górska trasa).
 A na drogach Peloponezu - korek!
 Mały podróżnik cieszy się z chwili, gdy nie musi siedzieć w foteliku...
Przez góry jedziemy na północ, nad Zatokę Koryncką, do miasteczka Diakopto.

Z Diakopto do położonej w górach Kalavryty jedzie niesamowity pociąg. Kolejka to nie tylko zębata (na licznych fragmentach trasy), co także poruszająca się wykutymi w skale półkami,





 Maciuś - zafascynowany (na tym etapie).
Dzisiaj już nikt nie potrafi budować takich kolei...
 Z mostu - w tunel.
 A tu już na stacji w Kalavrycie.
Tomek też podziwia widoki. Z samochodu niezbyt może to robić, bo fotelik jest niski...
 A to już w Diakopto na plaży.

 Piaszczysta kosa wgłąb morza.
I dość niecodzienna droga po samej plaży...
W Patras funkcjonuje jeden z nielicznych ocalałych fragmentów peloponeskiej kolei - kilkunastokilometrowy odcinek kolei miejskiej od Św. Andrzeja do Św. Bazylego. Tu widać, jak pociąg (wąskotorowy Flirt) zbliża się do stacji Św. Andrzej mijając ogromny kościół św. Andrzeja, w którym znajdują się relikwie tego apostoła, który w Patras zakończył życie śmiercią męczeńską na krzyżu, będącym także obecnie symbolem przejazdu kolejowego. Tutaj na przejeździe krzyża św. Andrzeja nie ma, są za to ręcznie zamykane (6-cio pasmowa droga krajowa) zapory.
 Jedyny couchsurfing w Grecji - rodzina Dionysiosa koło Patras.

A tu znowu w Patras - imponujący kościół św. Andrzeja, mieszczący relikwie tego apostoła - a nad nim mimowolnie narysowany krzyż ze smug kondensacyjnych...
 Relikwiarz mieszczący głowę św. Andrzeja (można zajrzeć i jej czubek zobaczyć).
 Detal cerkiewny.

Opuszczamy Peloponez promem, z którego widać imponujący most Rio - Antirio. Z promu lepiej wszystko widać.
Most będący lokalną dumą - przejazd 13,50 EUR (prom - 6,50 EUR).

Jezioro Mornou w górach po drodze (okrężnej) do Delf
Skąd u dzieci ten pęd do motoryzacji?
 Imponująca dolina w Delfach
 Kolejna miejscowość o słowackiej nazwie - Arahova u stóp Parnasu.


 A to na wyspie Eubei - tzw. szczotkowiec w mieście Chalkida.
Nie jest to typowy pokrój cerkwi, nieprawdaż? Widoczny wpływ Wenecjan, którzy Chalkidą władali od XIII do XV w.
 Gotycka cerkiew w Grecji - czemu nie?
Nea Makri - wschód słońca naszego ostatniego dnia pobytu w Grecji
 Pola Maratonu - Temistokles i Ania
Kopiec upamiętniający poległych pod Maratonem Ateńczyków.
Wspólny zjazd w Kijowie na lotnisku
Wszystkie czynności lotniskowe pod czujnym okiem Maćka
 Najmłodszy pasażer w tranzycie.
I to już ostatni lot tej wyprawy - kierunek Warszawa.
















Tym, którzy do tego miejsca dotrwali, wyrazy podziwu i podziękowania składamy - a także zapraszamy na oglądanie reszty zdjęć do nas ;-)