piątek, 22 kwietnia 2011

Wielkanocnie

Pusty grób.
Jezus umarł, zmartwychwstał i ŻYJE.
Umarł płacąc za mnie. Oddał życie za mnie. Osobiście.

Ile ja byłbym w stanie oddać za innego człowieka?
Zależy kogo...
Ale ile?
Pieniądze - to nie problem, kwestia sumy. Ale coś ze mnie, moje ciało. Coś, co jeszcze by mnie miało boleć?
Palec?
Rękę?
On oddał życie. Za mnie.
Jak wierzę - oddał życie, abym ja mógł żyć dalej.
Dzięki Niemu.
Grób jest otwarty - wychodzimy!




czwartek, 21 kwietnia 2011

Armateczka

Z góry zaznaczam - nie wiem, o co chodzi. Wyszedłem z pracy kupić coś do jedzenia i wracając do biura przed siedzibą naszej firmy zobaczyłem coś takiego:
Kilka osób w fantazyjno-srebrnych mundurach pchało armatę. Byli uzbrojeni w garnki na głowach i trzepaczki do jajek oraz inne sprzęty gospodarstwa domowego. Raźno gwizdali, sporo salutowali.
Ot, folklor Pragi, którą coraz bardziej lubię. Nadciągnęli od strony Restauracji "Winowajca" i sklepu spożywczego "Pod Spalonym Materacem Ireny" - więc wszystkiego się można było po nich spodziewać.
Nie odstrzelili jednak nic w okolicy, pogwizdując, salutując i brzęcząc artykułami gospodarskimi (nie zbierali pieniędzy) dziwni ci ludzie dalej popchali armatę w stronę Ząbkowskiej.
Taki miły przerywnik z gatunku miejskiego folkloru.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Szczęście na parkingu!

Coś niesamowitego mi się zdarzyło dziś wieczorem. Nie, niestety nie było to napisanie pełnej relacji z Indii - na to blog musi jeszcze poczekać.
Robiłem zakupy w Tesco. Szedłem już z wózkiem pełnym różności do samochodu, gdy na parkingu jakiś człowiek zawołał mnie od tyłu. Odwróciłem się i widzę sporo wyższego ode mnie i niezbyt przyjaźnie wyglądającego człowieka. A ten mi wydaje coś na kształt polecenia: - Niech mi pan pokaże swój portfel!
- Ale o co chodzi? - jakoś tak dość zirytowanym tonem odpowiedziałem, troszkę się też obawiając, czego ten facet chce. Zdecydowanie, byłem zirytowany.
- A w jakim mieście ma pan zarejestrowany samochód? - zapytał ten człowiek, a ja machinalnie odpowiedziałem, że w Bydgoszczy (bo tam jest zarejestrowany dla niepoznaki...).
- Oto pana portfel - powiedział, wyciągając w moją stronę rękę z portfelem. Moim portfelem! - Proszę go lepiej pilnować. Wypadł panu w sklepie - dodał i szybko się oddalił.
Stałem bardzo zaskoczony. Zdołałem tylko za nim krzyknąć, że bardzo dziękuję.
Nic nie brakowało. A było w nim sporo gotówki, dokumenty, karty kredytowe itp.
Anonimowemu wybawicielowi z problemów - serdecznie dziękuję!