czwartek, 29 września 2011

Bez kitu - Beskidy!

Dla tych, co narzekali na deszczowy lipiec nazywając go "lipcopadem" nastał prześliczny, słoneczny i ciepły wrzesień. Takiej pogody nie można przepuścić. Niestety, Ania miała dużo pracy przy tłumaczeniach i w góry wybrałem się z Jurkiem. Przed weekendem Jurek pracował przy pomiarach frekwencji w pociągach na południu Polski, ostatni kurs prowadził go Interregio Szyndzielnia do Bielska - Białej, więc tam się umówiliśmy - i po noclegu u Magdy i Iwana - bardzo fajnych hostów w ramach couchsurfingu, ruszyliśmy pociągiem z Bielska Białej do Milówki, a stamtąd w Beskid Śląski.

W Beskidzie Śląskim podobno żyje niedźwiedź. Jak można wyczytać ze znaków - chyba tylko jeden. Skoro przed nim ostrzegają, to najwyraźniej jest tą samotnością sfrustrowany. Ale nic nam nie wiadomo o tym, by topił smutki w alkoholu, jak to miały w zwyczaju misie na Słowacji - co można tu obejrzeć.
Ale jagód oraz jeżyn na nasłonecznionych stokach Baraniej Góry było sporo. Objadaliśmy się z przyjemnością - choć nie wywołały one efektów ubocznych. Albo żołądki mamy za małe, albo głowy za mocne ;-)

A słońce mogło ogrzewać te jagody... w Beskidzie Śląskim zabrakło bowiem lasu. Sprawa wygląda katastrofalnie i mimo całego pozytywnego przekazu tego bloga nie potrafię napisać, że te góry wyglądają ślicznie. Las został albo wycięty, albo uschnął - albo i jedno, i drugie. Znaczy najpierw usycha (bo nasadzana monokultura świerkowa nie wytrzymuje ocieplenia klimatu, zmiany wielkości i czasu opadów, kwaśnych deszczy, inwazji korników itp.), a potem smętne resztki są wycinane. I tak to się robią łyse góry, krajobraz drwalski czy też dobre tło dla rozmów przy wycinaniu lasu. A dla nas - do ciekawych rozmów o różnościach...

Przeszedłszy przez Baranią Górę, spod której dwoma potokami wypływa Wisła (miejmy nadzieję, bo źródła nie szukaliśmy, ale na mapie jest) poszliśmy na Skrzyczne, gdzie w schronisku przenocowaliśmy. A w niedzielę - w dół i w górę - czyli do Szczyrku, gdzie lody kosztują wciąż 1,50 zł za kulkę (i jakie są dobre!), a potem w górę na Klimczoka i Szyndzielnię. A stamtąd - do Bielska Białej i powrotnym pociągiem do Warszawy, z przesiadką w Łodzi - Widzewie.

Bardzo udany i ciekawy weekend, choć nieprzygotowane nogi trochę bolały (już po powrocie)

środa, 7 września 2011

Na Mazury!!!

Wreszcie się udało! Pojechaliśmy na Mazury, aby popływać łajbą nie z tektury, lecz z laminatu. Z moją kochaną Anią, Jurkiem, Dominikiem, a potem także Tomkiem, który do nas dojechał. To był wspaniały tydzień - ładnie wiało, słońce nas opalało, wschody i zachody były spektakularne, eksperymenty kulinarne nad ogniskiem (co by tu jeszcze upiec?) dawały smakowite rezultaty, jacht sprawował się dzielnie, załoga - jeszcze dzielniej. Mazury okazały się piękne, dość czyste, niezbyt hałaśliwe (to już praktycznie po sezonie...)
Prawie same pozytywy!

Jeśli chcesz obejrzeć zdjęcia - tutaj znajdziesz galerię!