piątek, 12 grudnia 2014

Maćkowe DWA lata

Dawno nic tu nie pisałem - prawdę mówiąc, wolę bawić się z Maćkiem. A on dzisiaj już kończy DWA LATA! Niesamowite! Jest strasznie fajnym, młodym członkiem naszej rodziny! Zapraszam więc Was do krótkiego fotoreportażu o Małym Jubilacie! Wszystkiego najwspanialszego, Maćku!
























niedziela, 22 czerwca 2014

100 km pieszo przez Puszczę Kampinoską

Mapa Puszczy Kampinoskiej z trasą naszego przejścia - od punktu startu i zakończenia oznaczonego strzałką, do Brochowa - drogą oznaczoną na czerwono, z powrotem - drogą oznaczoną na fioletowo. Źródło mapy: www.kampinoska.waw.pl
Kiedyś wydawało mi się, że to taki podmiejski lasek i naciągany park narodowy... Ale weekend, w którym razem z Jurkiem postanowiliśmy przejść "jednym cięgiem" 100 km dał mi poznać piękne oblicze Puszczy Kampinoskiej, która mnie pozytywnie zaskoczyła zróżnicowanym krajobrazem, drzewostanem, szalejącą przyrodą i ciekawą, choć często smutną historią...

Początek drogi - wieś Lipków, niedaleko od Warszawy... GPS wskazuje 0 km.
Już całkiem niedaleko od wejścia w Puszczę można było na niewielkim bajorku zobaczyć całkiem z bliska żurawie. A na ścieżce - żmiję ociężałą po zjedzeniu czegoś - zgrubienie na jej uzygzakowanym cielsku było dobrze widać.
W wielu miejscach Puszczy można spotkać domy, często już opuszczone. Park Narodowy stopniowo, od wielu lat wykupuje gospodarstwa wewnątrz obrębu lasów i nieużywane domy popadają w ruinę, a pola i łąki zarastają lasem... O dawnych śladach osadnictwa przypominają czasem spotykane przy leśnej drodze jabłonki lub bzy, jak też stare piwniczki, które służą jako "sztuczne jaskinie" nietoperzom.
Łania to nie jest to oczywiście jakiś superegzotyczny zwierz, ale też miło ją spotkać.

Czasem w Puszczy zaskakują olbrzymie, stare drzewa - przede wszystkim dęby.
Ich nagromadzenie miejscami daje wrażenie przebywania w przedwiecznym, bajkowym lesie.
Większość Puszczy stanowi jednak drzewostan kilkudziesięcioletni - do czasów II Wojny Światowej włącznie był on bardzo intensywnie gospodarczo eksploatowany i na większości swojej obecnej powierzchni Puszcza po prostu nie istniała. To zdjęcie tak około 25 km...
Wydmowe wzgórza, które ciągną się długimi pasmami przez południową i północną część Puszczy, są czasem tak strome, że się niektórym wydawały być prawie jak Karpaty...
Park Kampinoski wita, tyle że od drugiej strony - wychodzimy z Puszczy z drugiej, zachodniej strony. Okolice kilometra 42, czyli mniej więcej maraton (piechotą).
Ostatnie zdjęcie pierwszego dnia wędrówki (no, nie zaczęliśmy z rana, lecz z powodu lenistwa oraz ulewnego deszczu - po 10-tej). Dotarliśmy do Brochowa. Od tego zdjęcia do samego Brochowa jeszcze kilka kilometrów, ale przystanek kolei wąskotorowej nie chciał być bliżej wsi. Wieś nas też rozczarowała - nie było tam żadnego długo czynnego sklepu...
A to już zdjęcie z następnego ranka. Nocą też szliśmy. W świetle łuny Warszawy, doskonale widocznej z odległości ponad 50 km. W nocy dwa razy pauzowaliśmy na wiejskich przystankach autobusowych, gdzie przeczekiwaliśmy silniejsze opady deszczu z nadzieją, że uda nam się nie zmoczyć butów. Niestety, o świtaniu (koło 3-4 rano) wyszliśmy z kiedykolwiek jeżdżonych dróg na bardziej zarośnięte szlaki i mokra trawa w mgnieniu oka spowodowała (okolice km 65), że dalej mieliśmy już iść chlupocząc...
 W mokrych butach idzie się mozolnie, a z czasem boleśnie. Doświadczenia stóp - szedłem w dość miękkich butach uniwersalnych do biegania. Do ok. km 65 - gdy buty były suche - absolutnie bez problemów i nawet najmniejszych otarć. U Jurka - jedno niewielkie otarcie (moim zdaniem miał buty na zbyt mało amortyzującej podeszwie).
Kiedy jednak w butach zrobiło się grząsko, zalęgły się żaby i larwy komarów...
... wówczas droga stała się naprawdę mozolna. Ale cały czas szliśmy naprzód utrzymując średnie tempo marszu (podczas gdy szliśmy) powyżej 5 km na godzinę.
Spotkaliśmy też łopatacza łosia, czyli symbolicznego Króla Puszczy (około km 75).
Kampinoska wersja zaginionej piramidy Majów ;-)
Położona oczywiście w ciężko malarycznej okolicy.

GPS-owe podsumowanie wyprawy: 104 km w 19 godzin (netto) / 28 godzin (brutto).
Darzę absolutnym podziwem wszystkich, którzy startują w takich imprezach jak bieg na 100 km (szczególnie, gdy prowadzi on po górach)!!! Ja sobie czegoś takiego jak bieg na takim dystansie po prostu nie wyobrażam.
Podsumowanie kondycyjno-cielesne: odciski - relatywnie małe, widoczna zasługa zmoczonych butów. Zmęczenie - ogólne zupełnie do przeżycia (niewiele jedliśmy, bo zapomnieliśmy przygotowanych kanapek...). Bóli mięśniowych, zakwasów itp. nie było. Bolały (po 2-3 dniach) śródstopia obu stóp - ale do przeżycia i przesmarowania Naproxenem.


niedziela, 15 czerwca 2014

Spotkanie z Apostołem

Szczególny dzień - możliwość spotkania z Apostołem, członkiem Rady Prezydenta Kościoła - Starszym Dieterem F. Uchtdorfem - i wysłuchania jego przesłania o wierze, szczęściu, wdzięczności i wspomaganiu się.
Jak widać, Maciek też się cieszył ze spotkania z tak ważną osobą...
A więcej o przesłaniu Dietera Uchtdorfa dotyczącym wdzięczności można przeczytać tutaj.

czwartek, 12 czerwca 2014

Osiemnastka Maćka!

Dzisiaj nasz mały synek, który dopiero co się urodził, kończy 18!!!

Tak wyglądał jeszcze zupełnie niedawno...
A teraz - osiemnastka!















Oczywiście miesięcy ;-)

Teraz to już kawał chłopa.















Tak więc kilka podsumowań tego, jaki jest na obecnym etapie mały Maciek i razem z nim – my…

Maciek jest wesoły. Ma dość specyficzne poczucie humoru i bywa, że bawią go rzeczy dla nas relatywnie mało zabawne. I vice versa… Sam już jakiś czas temu wymyślił pewną zabawę, którą nazywamy „Salutem Maćka” – lekko pukasz się dłonią w skroń ze trzy razy, a potem oddalasz rękę w „salucie” i on już cię rozpoznaje jako swojego, znającego kod. Jeśli się więc w jego łaski chcecie wkupić – to pukaniem.

Maciek lubi chodzić. Od kiedy się tego nauczył. Potrafi już przemierzać odległości rzędu kilometra. Oczywiście, miewa własne pomysły co do tempa i kierunku chodzenia. Ale byliśmy już nawet w sklepie na zakupach z Maćkiem „na piechotę”.
Lubi się wspinać. Gdy gdzieś idziemy, jedną z najfajniejszych rzeczy są schody. Można po nich łazić w górę i w dół. W domu potrafi na nasze trzecie piętro wejść o własnych siłach.


Uwielbia pociągi. Pociąg to w jego języku „tyt”. Tytem jest także tramwaj, a czasami i inny środek transportu. Pociąg jest jednak absolutnie ulubiony i nawet puste tory (gdy się przez nie np. przejeżdża samochodem) wywołują radosny i pełen wyczekiwania okrzyk „Tyt!”.

Maciek używa już kilku słów. Najczulsze to „tata” ;-) tak mówi i do mamy. Coraz częściej jednak mówi również „mama”. Poza tym – jest „tyt” czyli pociąg, jest „kota” czyli kot”, jest „ba” jak balon i różne inne ulubione okrągłe rzeczy (np. arbuzy w sklepie). Ulubioną przytulanką jest „byk” (to akurat naprawdę jest pluszowy byk). „Ka” to skrócona wersja wyrazu „piłKA”, a właśnie piłka to jedna z jego ulubionych zabaw. 
Na placu zabaw usiłuje się wmieszać w grę dużo starszych dzieci i koniecznie bawić się piłką. W domu piłeczek jest sporo. Szczytem rozkoszy jest basen z piłeczkami w Ikei. 
Nadmiar wymyślnych zabawek jest niepotrzebny, kiedy razem z kumplem można zrobić nowy porządek w kuchni...
Do ulubionych rozrywek Młodego należy także basen. Tam także ugania (o ile można tak powiedzieć) się za piłką, potrafi się już unosić w wodzie z pływaczkami - skrzydełkami, ale najbardziej lubi chlapać z taty, tj. siedząc mi na rękach albo głowie.

Inne zabawy to zjeżdżanie na zjeżdżalni, huśtawka i oczywiście piaskownica. Może nie tyle oczywiście, bo jeśli w okolicy pojawią się dzieci grające w piłkę, wiaderko i łopatka idą w bok i Maciek już chce dołączyć do piłkarzy.
 

Maciek bardzo lubi książeczki i całkiem poważne książki. A najbardziej - książkę pt. Pociągi - 1001 fotografii ;-)

Gdy zwiedzamy jakieś miejsca, Maciek zwraca uwagę na pociągi i tramwaje oraz na wieże. Wysokie budynki lub ciekawsze architektonicznie wieże kościołów to jego ulubione punkty orientacyjne. W górę patrzy i na księżyc – bardzo go lubi. 
Oczywiście, ciekawe są nie tylko ślimaki i ptaki... ale również samoloty. Maciek lubi śledzić ich ruch na niebie, ale gdy zobaczył samolot z bliska, czuł się nieco onieśmielony.

 Trudno powiedzieć, czy lubi zwierzątka. Lubi mięso... A co do zwierząt - to chyba nie do końca jeszcze rozumie, że to nie są pluszowe zabawki. A to się może niezbyt podobać zwierzętom...


Maciek dzielnie towarzyszy nam w podróżach. W ciągu swoich osiemnastu miesięcy był na dłuższych wyprawach w Gorce, na Słowację i Węgry, do Portugalii i na Maderę, na Litwę i Łotwę. W kraju - już nie tylko wiele razy w Łodzi, kilka razy w Uniejowie, w Kalinowie, ale także w Zakopanem, Rabce, Tarnowie, Płocku, Sierpcu, Poznaniu, Krakowie. I lista ta się z pewnością wkrótce będzie wydłużała…