poniedziałek, 26 grudnia 2011

Poświątecznie

Boże Narodzenie minęło bardzo miło! Na Wigilię oswajaliśmy nowe mieszkanie mamy, na Stegnach. Byli Ania z Wojtkiem i bliźniakami, Teresa - mama Wojtka, oczywiście moja mama i my.
I - co nie do pominięcia - bardzo dużo dobrego jedzenia też było ;-)

Staś i Michaś przygotowali (no może niezupełnie samodzielnie) świąteczne pierniczki. Ja też przygotowałem takie fajne ciasto - chwalę się, bo to tak naprawdę pierwsze ciasto w życiu, które przygotowałem od początku do końca. I wyszło.

Wczoraj usłyszałem też w kościele ważne słowa o prawdziwym Bożym Narodzeniu - o tym, że to jest, czy też powinno być, święto przebaczania. O przebaczaniu jako sposobie na uwolnienie się od ciężarów przeszłości. Na otwarcie nowej relacji z innymi ludźmi. Na budowanie przyszłości, zamiast rozpamiętywania bólu i nieprzyjemności. Na to, by przestać karać siebie i innych za coś, co minęło, a postarać się, by dobrze działać w przyszłości.
Świętujemy przyjście na świat Tego, który powiedział "Idź i nie grzesz więcej" (por. Jan 8, 11). Coś, co robisz w przeszłości, może być wybaczone. Ważne, by starać się na przyszłość! Ale pierwszym krokiem jest wybaczenie innym. Skoro Bóg nam przebacza, to czy my innym nie powinniśmy? Przynajmniej się postarać? To otwiera drogę do pozytywnego życia i działania - oczywiście również do tego, aby w przyszłości starać się nie robić tego, co kto inny miałby nam przebaczać.

A może trochę mniej poważnie - w kontekście wybaczania i grzechu obżarstwa, trzeba sobie także znaleźć sposób na spalanie nadmiaru kalorii. Za namową Ani zacząłem taki sposób jak bieganie - z dużymi obawami, bo ostatni raz w życiu biegałem będąc jeszcze w liceum (czyli pół życia temu) i mi to bardzo nie wychodziło. A teraz mi wychodzi i to całkiem zadowalająco (dla mnie, ale się z nikim nie ścigam). Oto dzisiejsza trasa:

1 komentarz: